Solvita Bułka: Kiedy weszłam w ketozę, poczułam, jakby mi ktoś zdjął z mózgu kołdrę, pojawiła się „świetlistość” umysłowa
– Skończyła się senność, stałam się bardziej skoncentrowana, bardziej zmotywowana do działania. I tak jest do teraz, wciąż jestem petardą – mówi Solvita Bułka, którą do przejścia na dietę ketogeniczną skłonił… stan przedzawałowy. Miała 33 lata, ponad 130 kilogramów na wadze, a za sobą wiele nieudanych diet. Od momentu, gdy zaczęła jeść tłuszcz, by spalać tłuszcz, nie tylko schudła, ale też – jak twierdzi – odzyskała jakość życia.
Do trzech razy (keto)sztuka
Jako nastolatka słyszałam historie o mamie, kuzynce, znajomej, która jest na takiej diecie, że je schabowe, majonez i boczek – i chudnie! Myślałam sobie wtedy: aha, już to widzę, co za brednie.
Usłyszałam o niej jeszcze raz, byłam wtedy na studiach, szukałam pomysłu, żeby wyglądać zgrabniej. Przeczytałam, że lekarze ostrzegają: na początku może się i waga spada, ale cholesterol skacze, że ho, ho.
Na dietę ketogeniczną trafiam po raz trzeci. Ale pierwszy, kiedy naprawdę próbuję dowiedzieć się o niej czegokolwiek. Odpowiedzi szukam u dwóch ketogeniczek: Solvity Bułki i Karoliny Maliny.
Jeść tłuszcz, by spalać tłuszcz
Pierwsze zdanie, na które trafiam, gdy wyszukuję hasło dieta ketogeniczna, to: „jesz tłuszcz, by spalać tłuszcz”. Czy tak najprościej można streścić, o co chodzi w keto, pytam najpierw Karolinę. – Nie jestem dietetykiem, sama stosuję ten sposób żywienia od lipca zeszłego roku – zaznacza najpierw. – Ale z tego, co wiem, to jak najbardziej. Tłuszcz ma przecież więcej kalorii w jednym gramie niż białko czy węgiel, a przez to daje nam sytość i, przede wszystkim, energię.
Karolina prowadzi na Instagramie profil Ketomalina92 i przyznaje, że „keto” zainteresowała się ze względu na kilogramy, których nie mogła zrzucić po drugiej ciąży. – A było ich sporo, bo około 20. I co za dietę się nie brałam, byłam ciągle głodna, rozdrażniona, bez energii. Ciągle też ciągnęło mnie do podjadania, ledwo coś zjadłam, a już szperałam za kawałkiem gorzkiej czekolady czy jogurtem – opowiada.
W poszukiwaniu pomysłu na siebie zawędrowała między innymi do dietetyka. – Tylko że niczego nowego nie dowiedziałam się ponad to, co wyczytałam w internecie. Przynajmniej udało się wyliczyć zapotrzebowanie kaloryczne i deficyt, który pozwoliłby mi chudnąć z głową, a na tym bardzo mi zależało – mówi Karolina. Ale zaproponowana dieta była strzałem w pudło, chociaż posiłki były spore, ciągle chodziła głodna, a przez to – rozdrażniona.
Dietę ketogeniczną poleciła jej przyjaciółka (sama schudła na niej w miesiąc pięć kilogramów). – Opowiedziała mi o niej i uznałam, że to raczej fajny sposób odżywiania niż dieta – uważa Karolina. – Nie jest monotonna, mogę jeść to, co lubię – wylicza najważniejsze dla niej zalety. Jedyny właściwie problem jest z chlebem, bo taki bez węglowodanów trudniej kupić. – Dlatego zwykle piekę sama, często też ketobułki czy gofry bez mąki.
Karolina chwali sobie również to, że nie musi pilnować pięciu posiłków dziennie z zegarkiem w ręku. – Jem, gdy czuję głód. Czasami jeden posiłek, czasami dwa. Chyba że więcej poćwiczę, pobiegam, to wtedy pozwalam sobie na trzy – wyjaśnia. I dodaje, że są dwie szkoły: jedna optuje za liczeniem wszystkich kalorii i makroskładników, druga większą wagę przykłada do własnej intuicji. Karolina należy do zwolenników tej pierwszej. – Wyznaję zasadę, że aby wiedzieć, czy jestem w deficycie kalorycznym i móc gubić kilogramy, muszę wiedzieć dokładnie, ile czego zjadłam.
”Przypływ energii od samego początku był niesamowity, nosiło mnie tak, że potrafiłam dziennie zrobić trzy treningi po 40 minut każdy. Już o piątej rano sama z siebie się budziłam i byłam gotowa do działania”
„To był stan przedzawałowy. Miałam 33 lata…”
Pytanie o zbijanie tkanki tłuszczowej metodą „klin klinem” zadaję też Solvicie Bułce. W odpowiedzi śmieje się: – I tak, i nie.
Jak wyjaśnia, istotą tego typu diety doprowadzenie do ketozy w organizmie, czyli przestawienia paliwa, na którym jedziemy z cukrów na tłuszcz (glukozy na ketony). I utrzymywanie tego stanu, by to nasz własny tłuszcz z bioder, brzucha, ramion czy ud stał się napędem do funkcjonowania.
Standardowo zalecany sposób odżywiania opiera się na podziale makroskładników: 50 proc. węglowodany, od kilkunastu do prawie 30 proc. białka (w zależności od aktywności fizycznej i zapotrzebowania kalorycznego), kilkanaście do 30 proc. tłuszczów.
W diecie ketogenicznej te proporcje są całkowicie wywrócone: na tak zwanej adaptacji, czyli przestawianiu wajchy metabolizmu na nowy tryb, tłuszcz to 75-80 proc, reszta pozostaje dla białka i węglowodanów. Później, przy redukcji, tłuszczu można jeść mniej, od 60 do 75 proc.
Niewskazane są potrawy mączne: pieczywo, makarony, kasze, ryż i warzywa bulwiaste (ziemniaki, buraki, bataty). Odpadają też standardowe słodycze i większość owoców. Na liście zakupów muszą znaleźć się natomiast tłuste mięsa, ryby, podroby, nabiał, w tym sery wszelkiego gatunku (ale dopiero po adaptacji), awokado, zdrowe oleje, niskowęglododanowe warzywa, owoce jagodowe. Zamiast cukru – słodziki, mąka tylko migdałowa, kokosowa, z pestek dyni. Alkohol – od czasu do czasu, byle nie piwo; jeśli już to tequila, gin, czysta wódka, whisky, wino wytrawne, prosecco, szampan.
Żeby opowiedzieć, jak rozpoczęła się żywieniowa rewolucja u Solvity, trzeba się cofnąć o kilka lat. – Pracowałam w korporacji, zarządzałam spółkami w 17 krajach na całym świecie. A to wiązało się z bardzo nieregularnym trybem życia, licznymi podróżami, późnymi kolacjami biznesowymi, spaniem w hotelach. Czasami budziłam się rano i nie wiedziałam, gdzie jestem – opowiada Ketobulka.
Ciała przybywało jej powoli, nieszczególnie zwracała na to uwagę. Do czasu, aż któregoś dnia rano nie mogła wstać z łóżka. – Otworzyłam oczy i nie byłam w stanie się ruszyć. To był stan przedzawałowy. Miałam 33 lata…
”W końcu było smacznie, w końcu nie byłam głodna. Zaczęły też dziać się fajne rzeczy z moim ciałem. (...) Odzyskałam jakość życia. Ba, podczas dni "kobiecych" biegam najszybsze czasy i najdłuższe dystanse. Bo na keto zaczęłam biegać. I rzuciłam papierosy. Przestały mi smakować”
„Odzyskałam jakość życia”
Szok był tak wielki, że Solvita twardo postanowiła: chce być sprawna i korzystać z życia. Zapisała się na siłownię, zaczęła szukać diety dla siebie. Kilka okazało się bezskuteczne, tak jak Karolina chodziła notorycznie głodna, od dietetyka również wyszła niezadowolona.
W końcu podpatrzyła u kolegi dietę ketogeniczną, zauważyła, że sporo schudł, pomyślała: co mi szkodzi spróbować? – Robiłam badania, miałam konsultacje u dietetyków, zapłaciłam duże pieniądze, a efektów żadnych, satysfakcji też – opowiada. I śmieje się: – Przy wadze, którą wtedy osiągnęłam, czyli ponad 130 kilo, było mi już wszystko jedno, pięć w tę czy we w tę.
Pierwsze kroki przyszły łatwo. – W końcu było smacznie, w końcu nie byłam głodna. Zaczęły też dziać się fajne rzeczy z moim ciałem – mówi Solvita.
Oprócz utraty kilogramów, co było przecież głównym celem, zniknęły zgaga, refluks, halitoza. Ten ostatni szczególnie dawał się jej we znaki, bo doszło do tego, że spała na wpół siedząco, żeby nie zakrztusić się treścią żołądkową w nocy. – Po około dwóch tygodniach ketoadaptacji zauważyłam, że zmniejszył mi się brzuch, który był wcześniej jak balon, skończyły się wzdęcia, przestałam się pocić, cera stała się bardziej świetlista – wylicza Ketobulka.
I jeszcze: – Cykl miesiączkowy mi się wydłużył, a miesiączka skróciła i straciła na intensywności. Przed keto mój cykl trwał 21 dni, a miesiączka – bardzo obfita i bardzo bolesna – 7-8. Odzyskałam jakość życia. Ba, podczas dni „kobiecych” biegam najszybsze czasy i najdłuższe dystanse. Bo na keto zaczęłam biegać. I rzuciłam papierosy. Przestały mi smakować.
Solvita bardzo sobie ceni również zastrzyk energii, który pojawia się właściwie u wszystkich na początku ketozy. Ten haj energetyczny u niektórych kończy się po 2-3 miesiącach. To jednak nie przypadek Ketobulki. – Kiedy po około miesiącu weszłam w ketozę, poczułam, jakby mi ktoś zdjął z mózgu kołdrę, pojawiła się niesamowita świetlistość umysłowa – opowiada. – Skończyła się senność, stałam się bardziej skoncentrowana, bardziej zmotywowana do działania. I tak jest do teraz, wciąż jestem petardą.
Liczne artykuły wymieniają jednak skutki uboczne diety ketogenicznej, w pierwszej kolejności te, które mogą pojawić się w czasie adaptacji. Karolina wylicza je z pamięci. – Biegunki tłuszczowe, bóle brzucha i głowy, brak energii, problemy z koncentracją.
– To jest okres adaptacji, kiedy przestawia się wajchę funkcjonowania organizmu, metabolizmu, systemu trawienia. Tylko że to nie działa automatycznie, organizm musi się przyzwyczaić, bo to dla niego szok – dodaje Solvita.
Objawy wyliczone przez Karolinę to tak zwana ketogrypa. Sama jej nie doświadczyła, jedyne, co jej przez chwilę doskwierało, to nieprzyjemny zapach z ust (który wynika z uwalniania się acetonu i znika po 2 tygodniach). – Przypływ energii od samego początku był niesamowity, nosiło mnie tak, że potrafiłam dziennie zrobić trzy treningi po 40 minut każdy. Już o piątej rano sama z siebie się budziłam i byłam gotowa do działania – śmienie się Karolina.
U Karoliny paliwo nie wypaliło się do dzisiaj. – Nie jest tak, jak było na samym początku, ale i tak wciąż mam więcej energii, niż wcześniej.
Solvita turbulencji przy przejściu w stan ketozy nie odnotowała, poza biegunkami tłuszczowymi. Ustały, gdy zwiększyła w diecie ilość błonnika. Dodatkowo od początku suplementuje elektrolity.
– Zniknęła opuchlizna na twarzy i nogach, poprawiła mi się jakość snu, cellulit znacznie się zredukował, niemal całkiem znikł, wzrosła mi odporność, odkąd jestem na diecie ketogenicznej, ani razu nie chorowałam – wylicza kolejne pozytywne efekty. Śmieje się też: – No i libido jest mocno podkręcone.
”Na keto żołądek nie przyrasta do kręgosłupa, bo nie ma gwałtownych skoków insuliny, więc i uczucie głodu, jeśli się pojawia, to zminimalizowane”
Wszystko można sketonizować
W keto ciekawi mnie też kwestia tak zwanej nagłej potrzeby, kiedy na przykład cały dzień biega się załatwiając różne sprawy, w żołądku dosłownie ściska, a nie ma jak wrócić do domu i gotować. Można coś złapać na szybko, przekąsić na mieście? – A dlaczego nie? – Solvita odpowiada pytaniem na pytanie.
Na kolejno wymieniane przeze mnie kuchnie: indyjska, włoska, meksykańska, arabska – tak samo. – Chcesz kebaba? Jesz bez bułki, burgery to samo. Kurczaka możesz poprosić bez sosu, ponadto są sałatki, każda szanująca się restauracja ma też deskę serów. Zamawiając pizzę, można zjeść tylko ser i dodatki na niej serwowane – zauważa. – Można wyjść ze znajomymi i świetnie się bawić, czasem nawet sobie pozwolić sobie na alkohol, byle o niskiej zawartości węglowodanów. A! I na keto żołądek nie przyrasta do kręgosłupa, bo nie ma gwałtownych skoków insuliny, więc i uczucie głodu, jeśli się pojawia, to zminimalizowane.
Na potwierdzenie, że niemal wszędzie ketogenik może znaleźć coś dla siebie, Karolina rzuca hasło: golonka! I opowiada, jak początek jej wchodzenia w ketozę zbiegł się z wizytą siostry. – Przyjechała z zagranicy, poszliśmy do restauracji, pyta zatroskana:
– Co ty będziesz jeść?!
– Jak to co, golonkę!
– Przecież jesteś na diecie?!
– No właśnie.
Solvita też to przerabiała, przyjechała z wizytą do rodziny, na kolacji w restauracji oznajmiła: jestem na diecie, przytaknęli zadowoleni, miny im dopiero zrzedły, gdy zamówiła golonkę. – Żebyś to widziała! I kilka miesięcy później, gdy znów przyjechałam w odwiedziny. Szczęki były zbierane z podłogi!
Karolina ma swoje sposoby na pokusy, które czają się wszędzie, w tym pod postacią szafki kuchennej pełnej słodyczy. – Ale jeśli dobrze zjem, to w ogóle nie ciągnie mnie do słodkiego, białko i tłuszcz sycą mnie wystarczająco. A jak już najdzie mnie ochota, to albo robię sobie sama ketodeser, albo kupuję batonik bez węglowodanów – tłumaczy. I śmieje się: – Wystarczy trochę wyobraźni i można sobie wszystko „sketogenizować”.
Momentów zawahania żadna z nich nie miała. Po pierwsze dlatego, że w razie apetytu na słodycze, są różne zastępniki, zarówno kupne (batony bezwęglowodanowe czy erytrol zamiast cukru), jak i domowe, Karolinie na przykład chęć na słodkie zaspokaja śmietana z mascarpone i malinami czy jagodami. – Są osoby, które nie uznają w ogóle słodyczy – i ja to szanuję. I trochę zazdroszczę, bo jestem uzależniona od słodkiego – śmieje się.
”– Co ty będziesz jeść?! – Jak to co, golonkę! – Przecież jesteś na diecie?! – No właśnie”
„To dieta jest dla mnie, a nie ja dla diety”
Karolina zdecydowała się na keto nieco ponad rok temu, kilka miesięcy po urodzeniu drugiego dziecka, odpada więc dylemat, co robić z dietą w czasie ciąży. Co nieco jednak w temacie się orientuje. – Chodzi przede wszystkim o to, że ciężarne czy karmiące potrzebują sporej ilości węglowodanów, a w keto nie można przekraczać 20 g netto, czyli po odliczeniu błonnika.
Ketobulka przyznaje, że przyzwyczajenie do liczenia, ważenia, mierzenia przyszło jej z czasem (i nie było łatwo). – Na chwilę obecną jestem na etapie stabilizacji. Nie pilnuję deficytu kalorycznego, który jest niezbędny przy redukcji. To też trzeba uwzględnić w planie: organizm musi na chwilę odetchnąć, odpocząć, przyzwyczaić się do nowej, niższej wagi – wyjaśnia. – To wręcz niezbędne dla dalszych postępów redukcyjnych.
Mówi też, że chciałaby odżywiać się w taki sposób do końca. – Ketoza to nie dieta, to styl życia, który mi bardzo odpowiada. Jeżeli kiedyś wydarzy się coś, przez co będę musiała przejść na dietę low-carb i zwiększyć ilość węglowodanów, to nie będę miała z tym problemu. Ale nie widzę takiej potrzeby. Jeszcze nigdy nie czułam się tak świetnie.
Karolinie raźniej jest trzymać dietę, odkąd dołączyła do niej mama. – Dużo pracuje, więc albo gotuje proste potrawy, albo je na mieście. Ale często do mnie wpada i zagląda, co tam gotuję. Albo podpatruje na Instagramie, co nowego wymyśliłam i zaraz dzwoni: masz jeszcze? To przyjadę.
Sama nie jest w stanie stwierdzić na sto procent, że już zawsze będzie na keto. – Jem, co lubię, jestem syta i szczęśliwa, a jeszcze wzmocniła mi się chęć do treningów, a więc aktywność fizyczna. Dopóki jest jak jest, to przy tej diecie zostaję. Ewentualnie będę przechodzić latem na low-carb, bo są świeże owoce, a to jednak węglowodany – wyjaśnia. I stwierdza: – Jeśli mam wielką ochotę, to mogę zjeść kawałek pizzy czy ciasta. Wolę to, niż na siłę powstrzymywać się, a za trzy dni rzucić się na węglowodany. Uważam, że to dieta jest dla mnie, a nie ja dla diety.
Polecamy
Jak catering dietetyczny może ułatwić życie osobom z wykluczeniami pokarmowymi i alergiami? Sprawdźmy!
„The Lancet”: Już dwa plasterki szynki dziennie mogą znacząco zwiększyć ryzyko zachorowania na cukrzycę typu 2
Dieta na zdrowe stawy – co jeść i suplementować, by cieszyć się ich sprawnością
Dieta dla dziecka. Co powinno znaleźć się w diecie maluchów?
się ten artykuł?