Przejdź do treści

Dietetyczka kontra rodzina na zakupach

zakupy
Dietetyczka kontra rodzina na zakupach Ilustracja: Julia Szostak
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

To będzie początek historii o tym, jak dzielna dietetyczka chce uchronić świat przed atakującym ludzkość we wszystkich sklepach śmieciowym jedzeniem… Musicie bowiem wiedzieć, że stojąc w kolejce do kasy i zerkając w koszyki kolejkowiczów, przeżywa ona chwile grozy. Opowiem wam o tym, a na pierwszy ogień pójdą zakupy dla rodziny.

Jedzenie w moim życiu jest wszędzie. Jestem dietetyczką, trenerką personalną i jedzeniowym freakiem. W swojej pracy zawodowej spotykam się z ludźmi na poradach dietetycznych, podczas których rozmawiamy oczywiście głównie o jedzeniu.

Prowadząc treningi, w przerwach między ćwiczeniami bardzo często plotkuję ze swoimi podopiecznymi o tym, co jedliśmy na śniadanie, co najlepiej jeść po treningu czy jakie zdrowe pyszności przygotujemy na kolację. Na dodatek w moim codziennym życiu świadomego konsumenta cały czas myślę o tym, co zjem pomiędzy spotkaniami w pracy, gdzie pójdę na zdrowy obiad i jakie zrobię zakupy – jedzeniowe oczywiście. Czyli jedzenie, jedzenie, jedzenie…

I ja, Natalia P., przyznaję się – jestem także jedzeniowym podglądaczem. Czasami czuję się jak dietetyczna superbohaterka, która chce zbawiać świat przed szerzącym się w sklepach śmieciowym jedzeniem. Obserwowanie ludzi podczas zakupów sprawia mi niezwykłą frajdę. Ta potrzeba, żeby krzyknąć: „Odłóż to na półkę, to trucizna, a nie jedzenie!”, jest tak silna, że kiedyś naprawdę wybuchnę.

Gdy stoję w kolejce do kasy, mam okazję przypatrzeć się z bliska zakupom innych osób. Na początku skupiam się na analizie, kim jest podejrzany konsument. Mężczyzna czy kobieta, osoba starsza czy może student, singiel, a może zakupy są robione dla całej rodziny. Po wstępnej weryfikacji przerzucam swój wzrok na wybrane przez daną osobę produkty. To, kto robi zakupy, w dużym stopniu determinuje zawartość jego koszyka. A zatem, na pierwszy ogień, zakupowy koszyk rodziny z dziećmi.

Cukier, cukier, cukier

Rodziny z dziećmi wybierają najczęściej produkty, które będą smakowały ich pociechom. Deklarujemy, że chcemy, żeby dzieci zdrowo się odżywiały, jednak to, co mogę zobaczyć w koszykach rodziców, raczej tych deklaracji nie potwierdza.

Słodkie jogurty owocowe (150 g jogurtu to około czterech łyżeczek cukru!).

Wypieczone z oczyszczonej pszennej mąki i bogate w cukier ciasteczka o fikuśnych kształtach, które reklamowane są jako śniadaniowa wartościowa przekąska, a tak naprawdę wystarczy przeczytać etykietę, żeby dostać palpitacji serca po rozszyfrowaniu składu.

Kolorowe płatki śniadaniowe. Naprawdę?! Wciąż wierzymy w to, że czekoladowe kulki to dobry pomysł na pełnowartościowy posiłek dla najmłodszych? To mit. Dorzucone przez producenta witaminy nie zrobią z nich elementu zdrowego posiłku. Głównym składnikiem takich przekąsek czy płatków śniadaniowych jest cukier, syrop glukozowo-fruktozowy (czyli znowu cukier), glukoza, czyli cukier w trzecim wcieleniu, i „biała” oczyszczona mąka, czyli tak naprawdę cukier po raz czwarty.

Wysokooczyszczona mąka pozbawiona jest wartości odżywczych, witamin, minerałów, błonnika i wpływa na funkcjonowanie organizmu podobnie jak cukier z cukierniczki. Co my tam jeszcze mamy? Olej palmowy. Europejski Urząd do Spraw Bezpieczeństwa Żywności (EFSA – European Food Safety Agency) potwierdził, że produkty zawierające olej palmowy mogą mieć działanie rakotwórcze. Zagrożeniem są substancje, które powstają po przetwarzaniu oleju w temperaturze powyżej 200 st.

Sól i gotowe soki

Zwróćcie także uwagę na sól. Jest wszędobylska. Znajdziemy ją w pieczywie, serach, przetworach mięsnych, ale też w płatkach śniadaniowych! Nadmiar soli to problemy z nerkami, nadciśnienie – i to nie tylko u dorosłych – i zaburzenia gospodarki wapniowej. Nawet zjedzenie kolejnego serka wzbogaconego w wapń tutaj nie pomoże… Czyli chowamy solniczki do szuflady i korzystamy z całego bogactwa suszonych i świeżych ziół.

No, to przyjrzyjmy się napojom w rodzinnych koszykach. Co my tu mamy? Soki. W kartonach. Musicie wiedzieć, że soki owocowo-warzywne zgodnie z prawem można dosładzać, a cukier brązowy, dodawany do takiego soku, poza smakiem i kolorem, nie różni się niczym od zwykłej sacharozy. Powiecie, że wybieracie tylko soki 100 proc. owoców, bez dodatku cukru?

Niestety, to także nie jest najlepszy wybór. Sok owocowy to produkt pozbawiony błonnika, witamin, składników mineralnych i polifenoli, bo większość tego, co dla nas najcenniejsze, zostało w skórce i wytłokach. Lepiej dać dziecku owoc czy warzywo w całości, a do picia zaproponować po prostu wodę.

Co w zamian?

Zdaję sobie sprawę, że większość błędów, które są popełniane już przy wyborze produktów w sklepie, wynika z niewiedzy, a nie ze złej woli. Producenci to w niecny sposób wykorzystują. Nie dajmy się więc nabić w butelkę.

Moje rady? Czytajcie etykiety! Nie kupujcie produktów, do których dodawany jest cukier. Wybierajcie żywność jak najmniej przetworzoną. Postawcie na świeże i suszone owoce, warzywa, orzechy i nasiona (siemię lniane obowiązkowo). Sięgnijcie po pełne ziarno: kasze, makarony, ryż brązowy, różnego rodzaju płatki. Wybierajcie chudy nabiał (nie 0 proc. tłuszczu, bo w nim możemy znaleźć niepotrzebne dodatki), częściej jedzcie ryby i rośliny strączkowe.

Ograniczajcie mięso w diecie i rezygnujcie jak najczęściej z przetworów mięsnych. Próbujcie gotować w domu wspólnie ze swoimi dzieciakami, nie korzystajcie z „gotowców”.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: