Mięso z probówki. Fragment książki „Mniej mięsa. Jak zostać fleksitarianinem, by pomóc sobie i planecie” Sylwii Majcher
Proponuję podróż do przyszłości, ale tej niedalekiej. Podobno, co moja tradycyjna kulinarna dusza akceptuje z trudem, już za parę lat czeka nas rewolucja. Według raportu firmy A.T. Kearney w 2040 roku mięso, jakie znamy dziś, będzie odpowiadać tylko za 40 proc. rynku mięsnego. Jego 35 proc. zajmie mięso z hodowli laboratoryjnej, a 25 proc. – roślinne zamienniki. Ich udział już w 2025 roku ma wynosić 10 proc.
Przedstawiamy fragment nowej książki Sylwii Majcher „Mniej mięsa. Jak zostać fleksitarianinem, by pomóc sobie i planecie”.
Rynek na tę rewolucję przygotowuje się pod wieloma względami. Szczegółowo sprawdzono, jaka nazwa najbardziej przekona klientów. Na początku używano tylko określenia „mięso z in vitro”, ale badania opinii publicznej pokazały, że to nie jest odpowiednie skojarzenie, więc wymyślono termin „czyste mięso”. Ta nazwa nie spodobała się jednak branży mięsnej, która uważała, że może sugerować, iż wytwarzane w tradycyjny sposób mięso jest brudne. Obecnie najczęściej stosuje się określenie ,,mięso hodowane komórkowo”.
Według zapewnień start-upu Masa Meat, notabene finansowanego przez firmy farmaceutyczne i przetwórcę mięsa, burgery z probówki dostępne dla większości mają pojawić się na rynku już w 2021 roku. To jednak bardzo optymistyczne założenia. Trzeba nie tylko zbudować całkiem nowe zaplecza technologiczne związane z masową produkcją, lecz także uzyskać zezwolenia i certyfikaty unijne. Sama procedura wydawania decyzji o zatwierdzeniu do spożycia przez Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) trwa standardowo kilka lat. Zwłaszcza przy tak rewolucyjnym produkcie i ogromnym lobby producentów mięsa, które z pewnością nie będzie spokojnie czekało na swój upadek.
Czyste mięso nie jest wynalazkiem ostatnich lat. Już 90 lat temu Winston Churchill napisał, że „hodowanie całego kurczaka, z którego zjadamy tylko pierś albo skrzydełko, to absurd. Trzeba skończyć z tym absurdem i hodować tylko te kawałki, które zjadamy”. Prace nad tym rozwiązaniem trwają, powstają kolejne firmy i technologie, a tylko w ciągu ostatnich 50 lat spożycie mięsa na świecie wzrosło pięciokrotnie. I nadal będzie rosnąć, również w Polsce. Wprawdzie co drugi Polak deklaruje, że zamierza ograniczyć mięso w swojej diecie, ale twarde dane o sprzedaży mówią jasno, że spadek jest niewielki. Dlaczego zatem teraz miałoby się to zmienić? Powodów jest kilka.
Przede wszystkim mamy coraz większą świadomość ekologiczną. Z raportu „Ziemianie atakują” przygotowanego przez Kantar wynika, że 72 proc. Polaków uważa, że stan Ziemi jest poważny i wymaga naszych natychmiastowych działań. Skoro względy etyczne nie zawsze do nas przemawiają, to obserwacja zmian klimatycznych, które już bezpośrednio dotykają wszystkich, wpłynie na to, że ograniczymy mięso wciąż obecne na naszych stolach.
Produkcja wołowiny, wieprzowiny i drobiu powoduje prawie 40 proc. emisji metanu przyczyniającego się do ocieplania naszej planety. Do tego dochodzi zużycie wody, energii i olbrzymich powierzchni przeznaczonych na hodowle oraz przede wszystkim pod uprawę paszy dla zwierząt. Hodowla bydła czy świń zanieczyszcza także wodę i glebę. Nie bez znaczenia jest też nasza kondycja fizyczna. Czyste mięso ma być zdrowsze, pozbawione antybiotyków, a w smaku ma przypominać tradycyjne kotlety.
Najważniejsza jest jednak kwestia finansowa. To spadek ceny mięsa i wzrost gospodarczy krajów rozwijających się powodują tak duży popyt na nie. Jeśli burgery z probówki nie będą droższe niż te z wołowiny, zrewolucjonizują rynek. I jest to kwestia najbliższej dekady. Trudno mi jednak uwierzyć w to, że laboratoryjne produkty całkiem wyprą tradycyjne mięso. Realny wydaje się za to scenariusz, w którym nadal będą się rozwijały hodowle, ale zdecydowanie bardziej ekologiczne. Ich produkty będą jeszcze droższe, a w konsekwencji staną się dobrem luksusowym.
Na razie Polacy nie są przekonani do jedzenia kotletów z probówki. Z sondażu SW Research dla „Newsweeka” w 2019 roku wynika, że gdyby pojawiło się mięso niepochodzące z uboju zwierząt, ale wyprodukowane w laboratorium, kupiłby je tylko co czwarty ankietowany. Zdecydowana większość odnosi się sceptycznie do takiej rewolucji. Niemal 40 proc. nie wie, czym jest taki produkt, i nie ma pojęcia, czy kupiłoby go. Aż 37 proc. badanych stwierdziło, że zdecydowanie unikałoby takich produktów. To jednak z pewnością się zmieni, bo cena i przede wszystkim marketing potrafią skutecznie wpłynąć na gusta konsumentów i zmianę ich poglądów. Droga do tego już się rozpoczęła.
Hello Zdrowie objęło książkę „Mniej mięsa…” swoim patronem medialnym. Trwa konkurs na naszym Instagramie!
RozwińZobacz także
„Mam 93 lata i nie mam na co umrzeć”. Poznajcie historię pani Ireny, bohaterki kampanii RoślinnieJemy
„Posiłek bez mięsa? Nie najem się!” Paulina Górska rozprawia się z mitami dotyczącymi roślinnego jedzenia
„Zawsze, w każdym miejscu są rośliny, dzikie warzywa, które możemy zjeść. One są wszędzie, tylko my ich nie widzimy” – mówi Justyna Pargieła, ziołoznawca
Polecamy
„The Lancet”: Już dwa plasterki szynki dziennie mogą znacząco zwiększyć ryzyko zachorowania na cukrzycę typu 2
Dlaczego warto, a przede wszystkim jak mądrze ograniczać mięso? Tłumaczy dietetyczka Agata Lewandowska
Salmonella i cała rzesza innych groźnych bakterii w mięsie drobiowym z Lidla. „To powinno stanowić wielki alarm”
Zalety wegetarianizmu – dlaczego warto ograniczyć mięso?
się ten artykuł?